aaa4
Dołączył: 17 Lis 2017
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 11:21, 30 Lis 2017 Temat postu: tresci |
|
|
-Taka powiedzial, ze czlowiek, ktory pije alkohol, jest mniej odporny na atak. Taka mowil, ze z dwoch walczacych ludzi o jednakowej sile i umiejetnosciach zawsze zwyciezy ten, ktory nie pije.
Z wahaniem dolalem sobie piwa, a whisky zonie, wygladajacej tak, jakby zainteresowala sie czyms zywiej niz kiedykolwiek w ciagu ostatnich miesiecy. Nastepnie sciskalismy w dloniach szklanki, jakbysmy byli para alkoholikow zwiazanych ze soba wola desperackiego oporu przeciw przewyzszajacej nas sile ludzi nie pijacych alkoholu, zwroceni twarzami w strone pulchnych rozowych rak, ktore wyciagnal w nasza strone chlopiec. Wyglad tych krotkich rak swiadczyl o tym, jak niewiele czasu minelo od jego rozstania sie ze wsia.
-Mysle, ze slusznie oceniasz Take. Dzis po raz pierwszy spotykam sie ze szwagrem, ale bardzo sie ciesze, ze jest on tak prawym mlodziencem.
Gdy zona to powiedziala, chlopiec mocno potrzasnal reka, jakby mowil, ze absolutnie nie przyjmuje drwin pijanej kobiety, i zdecydowanie odwrocil od nas twarz, by znow ogladac bzdurny program sportowy w telewizji. Zapytal cicho o punkty zdobyte przez atakujacy zespol dziewczyne, ktora w czasie naszej rozmowy na moment nie oderwala oczu od telewizora. Ja i zona zamilklismy z koniecznosci, zajeci swoimi napojami.
Samolot wciaz sie spoznial. Zdawalo sie, ze naprawde opozni sie na zawsze. Nadeszla polnoc, a samolot brata nie wyladowal. Lotnisko, ktore ogladalem miedzy listewkami nadal zaciagnietych zaluzji, przypominalo jaskinie pelna bladego swiatla niebieskozielonego i goracej barwy pomaranczowej, wydrazona w skale ciemnosci barwy brudnego mleka, ktora okrywala wielkie miasto; a noc zeszla w dol tak nisko, ze objela okolice jaskini i zawisla tu nad nia, jakby nie miala nigdy odejsc. Zmeczeni zgasilismy swiatlo w pokoju, tylko telewizor, w ktory wpatrywali sie do ostatniego programu przyjaciele brata, wysylal jeszcze watla smuge, mimo ze nie bylo juz zadnych obrazow. Swiecil wciaz na prozno i byl zrodlem swiatla w naszym pokoju. Zdawalo mi sie, ze ciagle brzeczal jak roj komarow, ale podejrzewam, ze moze to tak szumialo tylko w mojej glowie.
Zona, zwrocona w strone pasow startowych, w pozycji gotowosci do przyjecia odwiedzajacych, ktorzy mogliby otworzyc fikcyjne drzwi wyobrazni i wejsc do pokoju, wciaz popijala whisky malymi lykami. Miala osobliwy zmysl dokonujacy pomiaru stopnia glebokosci zamroczenia alkoholowego, wiec kiedy osiagala pewna glebokosc, to niby ryba utrzymujaca sie w odpowiadajacej jej warstwie bytowania i aktywnosci, juz wcale nie upijala sie mocniej ani tez nie trzezwiala zbyt szybko. Ten zmysl, ktory pelni funkcje automatycznego urzadzenia zabezpieczajacego przed upiciem sie, zona przejela w spadku - wedle jej wlasnej oceny - po matce alkoholiczce. W ustabilizowanej warstwie zamroczenia, osiagnawszy okreslona stala granice, zona podejmowala decyzje nieomylnie i szla spac, natychmiast zasypiajac. A poniewaz nigdy nie ma kaca, kazdy nastepny ranek rozpoczyna ponownym poszukiwaniem pretekstu do jak najszybszego powrotu w te upragniona warstwe zamroczenia.
-W tym jednym przynajmniej punkcie roznisz sie od wiekszosci alkoholikow, ze wlasna wola regulujesz stopien zamroczenia i mozesz go utrzymywac przez dluzszy czas. Po kilku tygodniach, jak sadze, minie calkowicie to twoje nagle upodobanie do alkoholu. Nie powinnas utrwalac go w sobie, uzasadniajac za pomoca dziedzicznosci i wiazac ze wspomnieniem matki - powtarzalem jej wielokrotnie. Ale zona, im czesciej to powtarzalem, tym mocniej odrzucala moje pouczenia.
-Przeciwnie, to, ze moge regulowac stopien upicia sie alkoholem, swiadczy, iz jestem alkoholiczka, z matka tez bylo tak samo! I to, ze dobrnawszy do pewnej glebokosci, zatrzymuje sie, wcale nie znaczy, ze hamuje siebie przed pokusa, ale ze po prostu boje sie wypasc z tej glebokosci zamroczenia, ktore jest dla mnie tak przyjemne.
Rozne przejawy strachu i odrazy wciagnely ja w odmety pijanstwa, lecz ona, niby ranna kaczka nurkujaca w wode, dobrze wie, ze jesli wyplynie na powierzchnie, zaatakuje ja natychmiast grad kul przerazenia, wiec nigdy nie uwalnia sie z lekow i odrazy, nawet podczas zamroczenia alkoholowego. Kiedy pije, jej oczy dziwnie nabiegaja krwia, co ja tym bardziej niepokoi, ze wciaz dreczy sie przypominajac narodziny naszego nieszczesliwego dziecka. Kiedys powiedziala tak: - W koreanskiej basni ludowej jest mowa o tym, ze kobieta, ktorej oczy czerwienieja jak sliwki, jadla ludzkie cialo.
Won oddechu pijanej kobiety wypelnia pokoj. Juz calkowicie wytrzezwialem z podniecenia wywolanego przez piwo, wiec zmysl powonienia z regularnoscia pulsu wyczuwa ten oddech. Ogrzewanie dziala tu az nazbyt dobrze, wiec otwieram lufcik podwojnego okna i wietrze pokoj. Nagle przez te waska szczeline jak wir powietrza wpada przerazliwy loskot opoznionego odrzutowca. Moje jedyne oko, niby wojownik walczacy w samotnosci, ledwie widzace wskutek zmeczenia, blaka sie niecierpliwie chcac zobaczyc samolot, ktory musial wyladowac. Lecz odkrywa jedynie dwa rownolegle swiatla odchodzace w glab ciemnosci o barwie brudnego mleka. To huk silnikow startujacego odrzutowca tak mnie przestraszyl. Zdajac sobie z tego sprawe, w dalszym ciagu nie moge sie obronic przed kolejnym zludzeniem. Tym bardziej, ze teraz starty odrzutowcow sa juz bardzo nieliczne, a cale lotnisko sprawia wrazenie na wpol sparalizowanego. Noc stoi w bezruchu, nie majac dokad uciec przed bezlitosnym swiatlem reflektorow. Stada samolotow barwy suszonych ryb rowniez stoja w bezruchu, w chaosie cieplej niebieskawej zieleni i goracej barwy pomaranczowej.
Nadal cierpliwie czekamy w pokoju na opozniony samolot: w odroznieniu od "strazy przybocznej" dla mnie i dla zony powrot brata nie mogl miec zadnego pozytywnego znaczenia, mimo to wszyscy czekamy w skupieniu, jakby mial przywiezc nam jakas wielka sile wiazaca sie z czyms podstawowym dla kazdego z nas. Momoko z okrzykiem usiadla na lozku. Spala dotad na kapie, zwinieta niby plod. Hoshio, ktory lezal na podlodze, wstal powoli i zblizyl sie do lozka. Zona siedzaca nadal ze szklanka whisky w rece, z glowa wyprostowana jak lasica, i ja, oparty bezmyslnie plecami o zaluzje, nie moglismy nic zrobic dla tej dziewczyny pograzonej we wladzy snu, wpatrywalismy sie tylko w odwrocony trojkat pelnej napiecia twarzy Momoko, mokrej od lez, swiecacych biela jak wazelina w blasku jarzeniowki.
-Samolot sie rozbil, pali sie, pali sie! - jeczala dziewczyna.
-Nie rozbil sie! Nie placz! - glosno powiedzial Hoshio z gniewem, jakby sie wst
|
|